Doskonale pamiętamy jak w 2007 roku partia rządząca szła do wyborów z obietnicą likwidacji NFZ. Hasło bardzo chwytliwe, ale jak się okazało obliczone jedynie na cel kampanii wyborczej. Przez pięć lat nie zrobiono nic w tym kierunku.
Tym czasem mamy do czynienia z narastającym dyktatem NFZ. Fundusz jest wyposażony w ogromną władzę: płatnika, kontrolera i egzekutora. Często określany jest jako "główny kreator polityki zdrowotnej" w naszym kraju, a jego działania nastawione są głównie na poszukiwania oszczędności w swoim budżecie. Musiało to doprowadzać do ograniczenia dostępu do usług medycznych, m.in. do ambulatoryjnej specjalistycznej opieki medycznej, chemioterapii, radioterapii czy leków onkologicznych
Narzucona lekarzom biurokracja i niczym nieuzasadnione obowiązki, odciągają nas od zadania, jakim jest leczenie pacjentów. Odejście pana Jacka Paszkiewicza - prezesa NFZ, było oczekiwane już od dawna i należy się dziwić, że zdecydowano się na ten krok tak późno.
Jednak dymisja prezesa NFZ nie zmieni sytuacji w opiece zdrowotnej. To tylko kosmetyczna zmiana, niewiele znacząca dla całego systemu. Problemem nie jest dobry czy zły prezes Narodowego Funduszu Zdrowia. Głównym problemem jest w dalszym ciągu niewystarczające finansowanie oraz nieszczęsny pakiet ustaw przygotowany przez byłą minister zdrowia Ewę Kopacz.