Zakaz sprzedaży do Rosji owoców, warzyw, mięsa i innych grup towarów (embargo) uderza we wszystkie kraje Unii Europejskiej. Jednak w sposób szczególnie dotkliwy szkodzi polskiemu rolnictwu, zwłaszcza że w ostatnich latach eksport polskiej żywności ulokował się właśnie do Rosji.
Trzeba kompletnie nie mieć wyobraźni, aby nie wiedzieć, że rynek rosyjski, to rynek nieprzewidywalny i że Rosja cynicznie wykorzystuje handel żywnością do gier politycznych, czego w poprzednich latach doświadczyły: Gruzja, Mołdawia, Litwa, a także Polska w 2007 r.
Kiedy krajem rządziło Prawo i Sprawiedliwość, mieliśmy świadomość tego, że należy dodatkowo szukać innych, mniej ryzykownych rynków zbytu w państwach, które chciałyby kupować polską żywność. Dlatego w 2007 r. rozpoczęliśmy wprowadzanie specjalnego systemu finansowanego przez ministerstwo rolnictwa, opartego o tzw. radcach rolnych, działających przy polskich ambasadach w różnych krajach. Radca miał więc zajmować się promowaniem i ułatwianiem sprzedaży żywności w kraju, w którym przebywał. Po objęciu władzy przez PSL nie kontynuowano tego projektu, wręcz zarzucono go i wepchnięto nas na nieprzewidywalny rynek rosyjski.
W związku z tym nasuwają się wątpliwości i pytania. Czy nie spowodowało to niebezpiecznego uzależnienia od Rosji? Czy ktoś poniesie odpowiedzialność za grzechy zaniedbania, a może wręcz szkodliwego działania dla interesów Polski?
Obecnie PSL nie tłumaczy się z uzależnienia nas od rynku rosyjskiego, lecz oskarża polityków, w tym również rządzącej Platformy Obywatelskiej (swojego koalicjanta) , a przede wszystkim polityków opozycji , że powodem embarga są wystąpienia polskich polityków na Majdanie. Nie bierze przy tym pod uwagę, że polska racja stanu nakazywała zaangażowanie się w problemy Ukrainy. Nie bierze też pod uwagę przyczyny istniejącego stanu rzeczy, a mianowicie sankcji jakie Unia Europejska wprowadziła dla Rosji i odpowiedzi Rosji na te sankcje ani tego że embargo dotknęło również inne kraje.
Minister rolnictwa Marek Sawicki zapowiada wyjazdy do różnych krajów świata w poszukiwaniu nowych rynków zbytu dla polskiej żywności. Czy nie prostsze było kontynuowanie polityki rolnej zapoczątkowanej przez PiS? Gdyby tak się stało, prawdopodobnie przez ostatnie 7 lat radcy rolni mogli zdobyć wiele rynków zbytu dla polskiej żywności. Nie wiem w ilu już krajach w tej sprawie był Pan Sawicki? Nie sądzę jednak, aby miał na to czas, skoro 30 września nie mógł pojechać do Mediolanu na unijne spotkanie poświęcone rekompensatom za rosyjskie embargo. Byli tam ministrowie innych krajów europejskich i walczyli o środki dla swoich rolników, poza naszym. Polski minister, jak napisał opiniotwórczy portal, został w domu zajęty kampanią wyborczą.
Zespół Rolny Prawa i Sprawiedliwości przygotował projekt dotyczący znakowania źródła pochodzenia surowca użytego w produkcie końcowym. Domagają się tego również konsumenci. Sądzę, że wpłynęłoby to na zwiększenie popytu na polską, dobrą, stosunkowo niedrogą żywność. Czy wiecie Państwo, że 60% mięsa sprzedawanego na polskim rynku jest pochodzenia zagranicznego, głównie duńskiego? Jestem przekonany, że znakowanie źródła pochodzenia mięsa spowodowałoby wzrost zapotrzebowania na mięso polskie. Czy Polacy nie okazaliby się patriotami gospodarczymi i czy nie kupowaliby chętniej naszego mięsa, dobrej jakości? Wówczas polscy hodowcy nie mieliby kłopotów ze zbytem mięsa i nie musieliby likwidować hodowli zwierząt. Dodam, że na wprowadzenie znakowania źródła pochodzenia surowca nie zgadza się Polska, a dokładniej rządzący rolnictwem PSL. W czyim interesie to robi? Na pewno nie w interesie polskich hodowców.
Potrzebne są środki na odszkodowania dla producentów rolnych dotkniętych embargiem, które powinny pochodzić głównie z budżetu Unii Europejskiej. Jednak słaba pozycja naszego kraju w UE sprawia, że dostaniemy tylko niewielką część tego, co powinno być przeznaczone na rekompensaty. Działania ministra rolnictwa są nieskuteczne i podjęte zbyt późno. W kwietniu 2014 roku Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zwrócił się do ówczesnego premiera Donalda Tuska z apelem, wskazując na zagrożenie rosyjskim embargiem i potrzebę dobrego przygotowania się do pomocy poszkodowanym rolnikom. Donald Tusk nie zareagował, a podległy mu minister Sawicki błędnie zapewniał, że embargo nam nie zagraża (powtarzał to w mediach wielokrotnie, również w lipcu br). Kiedy embargo stało się faktem, wynegocjowano niską kwotę odszkodowań – ok 125 mln euro, podczas gdy szacowane potrzeby wynoszą ok 500 mln euro. Nie opracowano odpowiednich procedur, formularzy dla zgłaszania roszczeń odszkodowawczych. Prawdopodobnie Agencja Rynku Rolnego nie sprawdziła też dokładnie wypełnianych dokumentów, w związku z czym Komisja Europejska zakwestionowała te wnioski i wstrzymała wypłacanie rekompensat na 6 tygodni.
Znaczną część warzyw i owoców, zwłaszcza szybko psujących się, powinno się przetwarzać. Pytam tylko, kto dopuścił do tego, że prawie cały sektor przetwórstwa jest w rękach obcego kapitału, który widząc trudną sytuację rolników wymusza na nich niskie ceny za sprzedaż ich produktów?
Odnosząc się do tytułu można powiedzieć, że partia, która mieni się być partią chłopską, odwołuje się do ruchu ludowego i tradycji ludowej słabo interesuje się problemami rolników. Najważniejsze wydaje się być dla niej ile „stołków” i etatów jest w stanie zdobyć i jak być sprawną propagandowo, aby je utrzymać.
Reasumując, wydaje się, że problemy rolnictwa, a ostatnio zwłaszcza embarga na polską żywność przerastają działaczy PSL i ministra Sawickiego, który przerzuca swoją nieudolność rządzenia na rolników nazywając ich „frajerami” zamiast uderzyć się we własne piersi.
Stanisław Karczewski
wicemarszałek Senatu RP