Stanisław Karczewski dla portalu wPolityce: Przyjazd Donalda Tuska pokazał, że to produkt czekoladopodobny
wPolityce.pl: Panie marszałku, wizytę i przesłuchanie Donalda Tuska przyjął Pan, jak chce tego część komentatorów, jako początek wyścigu o prezydenturę w 2020 roku?
Stanisław Karczewski, marszałek Senatu, Prawo i Sprawiedliwość: Być może. Ale jeśli to był początek kampanii, to trzeba powiedzieć, że bardzo nieudany, z wieloma wpadkami. Donald Tusk bardzo rzadko jeździł pociągiem - teraz nagle wsiada w drugą klasę... A przecież jazda pociągami powinna się Platformie kojarzyć jak najgorzej. Wszyscy pamiętamy wysiłki premier Ewy Kopacz w kampanii wyborczej, gdy wsiadała do pociągu, a nad nią leciał nawet samolot. Wszystko to nie pomogło Platformie, a nawet, mam wrażenie, zaszkodziło. Pamiętamy te scenki z jajecznicą czy dopytywaniem o kotlecik... Z pewnością wpłynęło to negatywnie na notowania PO.
Wczorajszy przyjazd Donalda Tuska był sztuczny - przypominało mi to wyrób czekoladopodobny. Musiał Pan też, panie redaktorze, zwrócić uwagę na te czerwone kartki. Witać swojego lidera czerwoną kartką... to trzeba mieć wyobraźnię. Rozumiem, że przeciwnicy mogli przyjść z czerwoną kartką, ale zwolennicy? Pierwszy raz coś takiego widziałem.
Przyzna Pan jednak, że przyjazd Tuska wzbudził pewne emocje.
Tak. W dodatku Donald Tusk chciał zrobić wokół swojego przyjazdu show, co ewidentnie było jego celem, ale co się jednak nie udało. Przejście spacerem do prokuratury przypominało mi z kolei początek kadencji Platformy, gdy premier Tusk piechotą szedł do KPRM. Poszedł tak raz. I na tym się skończyło. Pamiętam też, jak mówił, że będzie latał samolotami liniowymi - zrobił tak raz. Później latał rządowym, co jest zgodne z prawem i przepisami, ale pokazuję specyficzną mentalność Tuska. Nie podoba mi się taka nieuczciwość, niesolidność, oszukiwanie Polaków.
Tusk niewątpliwie posiada jednak pewne walory: marketingowo, wizerunkowo, piarowo jest sprawnym politykiem. Opozycja traktuje go więc jako nowalijkę, stąd te emocje, o które Pan pytał. Ale znów - przypomnijmy, że gdy Tusk kończył swoją pracę na stanowisku premiera, ciągnął Platformę w dół. I to wyraźnie. Gdy Ewa Kopacz zmieniła go na stanowisku premiera, to na krótki okres, ale jednak poprawiła notowania rządu. Późniejszy ich spadek to już inna opowieść o tym, jak pracowała Ewa Kopacz.
Charakterystyczne też, że na dworcu nie było Grzegorza Schetyny. Szef Platformy wyraźnie nie utożsamia się z Ewą Kopacz - te podziały w Platformie są widoczne gołym okiem, co powoduje, że na tym wyrazie czekoladzie podobnym pojawiają się dodatkowo rysy podziałów.
Wspomniał Pan o piarowych talentach Tuska. Prawo i Sprawiedliwość obawia się scenariusza, w którym ten wraca z Brukseli i wykorzystuje swoje talenty przeciw PiS?
Potrafił dwa razy z rzędu wygrać wybory, jego umiejętności piarowskie trzeba docenić, ale nie przeceniać. To, co zrobił Andrzej Duda i Beata Szydło podczas kampanii wyborczych pokazało, że mamy polityków z klasą, że Jarosław Kaczyński wiedział, co robi, stawiając na nich. Daję też słowo, że będziemy wiedzieć, jak postępować i co robić przed kolejnymi kampaniami.
Zmieńmy temat. Panie marszałku, jak z Pana intuicją? Nawiązuję, rzecz jasna, do pańskich słów sprzed świąt Wielkiej Nocy o rekonstrukcji w rządzie. Czy dziś intuicja podpowiada Panu jakieś zmiany?
Moja wypowiedź została wtedy wyrwana z pewnego ciągu myślowego. Zapytano mnie o rekonstrukcję - odpowiedziałem, że premier Beata Szydło będzie co najmniej dwie kadencje premierem. Na pytanie, czy będzie rekonstrukcja, odpowiedziałem, że w ciągu dwóch kadencji musi dojść do pewnych zmian. Dziennikarz dopytywał, czy będzie to miało miejsce przed świętami - odparłem, że na pewno nie, że po świętach - ale w nawiązaniu do końca drugiej kadencji, którą przewidywałem...
Powiem tak - trwają rozmowy o realizacji naszego programu, wprowadzaniu nowych rozwiązań...
I na swobodne rozmowy o intuicji w sprawie rekonstrukcji nie da się Pan namówić?
Nie dam się namówić. Często rozmawiamy z panią premier, ale nie o rekonstrukcji, tylko o sprawach programowych, przyszłości. Jeśli chodzi o ewentualne zmiany w rządzie, to jest to zadanie i kompetencje pani premier.
A co z kongresem PiS, zapowiadanym pierwotnie na początek roku, później na kwiecień... Ciągle jakieś opóźnienia.
Będzie niebawem. Data i miejsce są już ustalone, odbędzie się to w Polsce centralnej. Wkrótce podamy tę informację publicznie - dziś jest na to jeszcze trochę za wcześnie. Gdyby się coś zmieniło w ostatniej chwili, nie chciałbym, by redakcja portalu i Czytelnicy zostali wprowadzeni w błąd.
Skoro o Czytelnikach mowa, to dopytywali, dlaczego w sprawie Bartłomieja Misiewicza trzeba było powoływać aż specjalną komisję partyjną. Sprawa była do rozwiązania w 30 sekund, dwoma telefonami...
Ale nie została załatwiona i dlatego prezes PiS powołał tę komisję, w skład której weszli bardzo doświadczeni politycy. Sprawy zostały w sposób ostateczny, jednoznaczny określone. Mamy to już za sobą, przerwaliśmy to niepotrzebne zjawisko.
Przerwaliśmy i idziemy do przodu. Prawo i Sprawiedliwość jest pierwszą partią, która stworzyła rząd realizujący swoje obietnice wyborcze. A to dlatego, że jesteśmy rzetelnymi i uczciwymi politykami. Mieliśmy tak naprawdę dwie kampanie wyborcze - nasz program wyborczy został w silniejszy sposób pokazany, zapamiętany i dziś jest realizowany. Kolejne ustawy są rozpatrywane dziś w Sejmie, zmieniamy Polskę. Na lepsze.
Jedną z ustaw, która jest w Sejmie dotyczy repatriacji, pańskiego oczka w głowie.
To bardzo ważna ustawa - Platforma Obywatelska przez osiem lat nie zrobiła nic, by sprowadzić Polaków, którzy na to czekają. Jedna z pierwszych moich wizyt do Polonii była wizytą do Kazachstanu, by sprawdzić i zobaczyć, jak wygląda sytuacja mieszkających tam Polaków. Oni naprawdę chcą wrócić.
O jakich liczbach mówimy?
Jeżeli do końca kadencji sprowadzimy kilka tysięcy osób, to będzie to wielki sukces. Nie jestem w stanie powiedzieć dziś, czy będzie to 8, 10 czy 15 tysięcy. To ostatni moment, bo dzieci przestają mówić po polsku, małe dzieci mówią po rosyjsku. Minister Kowalczyk zadbał o to, by sprowadzić ostatnio grupę ponad stu Polaków - są w Pułtusku, odwiedzałem ich niedawno, największym problemem jest właśnie nauka języka.
Cała kwestia repatriacji to wielkie zaniedbanie III RP.
Pełna zgoda. To wielki wyrzut sumienia wszystkich rządów po 1989 roku. Nadrabiamy tutaj duże zaległości naszych poprzedników. Mam nadzieję, że skutecznie.
Źródło: wPolityce